Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 30 kwietnia 2024 03:43
Reklama
Reklama
Reklama

Poznaj możliwości deski eFoil i doświadcz lewitacji nad wodą!

Poznaj możliwości deski eFoil i doświadcz lewitacji nad wodą!
Deska eFoil cieszy się coraz większym uznaniem wśród miłośników sportów wodnych. Niewątpliwie dzieje się tak za sprawą wielu zalet, które wyróżniają ten rodzaj deski spośród pozostałych. Jakie oferuje zatem możliwości i czym zyskuje sobie sympatię tak wielu amatorów e-foilingu?


Czym jest deska eFoil?


Tradycyjne deski do sportów wodnych, takich jak kitesurfing czy windsurfing, pozwalają na poruszanie się dzięki sile wiatru i wykorzystaniu pędnika. Pędnikiem może być np. latawiec, stosowany w kitesurfingu czy żagiel, atrybut windsurferów. Deska eFoil nie potrzebuje pędnika, aby mogła się poruszać. Za jej ruch odpowiedzialny jest napęd elektryczny. Akumulator dostarcza energię elektryczną do śruby napędowej, która unosi deskę ponad taflę wody i wypycha ją do przodu. Surfer wygląda wówczas tak, jakby lewitował. Deskę z akumulatorem jednak tak naprawdę łączy specjalny maszt, przymocowany od spodu deski. Pozostałymi jej elementami jest kadłub, nazywany też fachowo fuselarzem oraz stabilizator, czyli skrzydło stabilizujące. Kiedy użytkownik deski za pomocą bezprzewodowego pilota uruchomi baterię podłączoną do akumulatora, zasili w ten sposób śrubę napędową, która zacznie wypychać deskę do przodu, jednocześnie unosząc ją na maszcie.

Jakie są zalety deski eFoil?


Elektryczne deski powstały po to, aby umożliwić korzystanie z nich nawet podczas niesprzyjającej, czyli bezwietrznej pogody. Gdyby polegać na pędniku, niezależnie jakiego typu, to zawsze niezbędna jest siła wiatru. Elektryczny napęd sprawia, że wiatr nie jest warunkiem udanej sesji surfingowej. Nie trzeba więc na bieżąco śledzić prognoz i dostosowywać grafiku surfowania do dni, kiedy siła wiatru wyniesie co najmniej 8 węzłów, jak to jest w przypadku pokrewnych dyscyplin z wykorzystaniem desek do surfowania, gdzie niezbędny jest pędnik.

Deska eFoil może być też dobrym pomysłem dla tych, którzy dopiero zaczynają przygodę ze sportami wodnymi. Utrzymanie żagla czy latawca nie należy do łatwych. Trzeba jednocześnie koordynować pozycję ciała, aby nie dopuścić do utraty równowagi, oraz sterować odpowiednio pędnikiem. Elektryczna deska ogranicza się do koordynowania pozycji ciała, by nie spać i nadać desce konkretny kierunek jazdy, a prędkością steruje się za pomocą pilota mieszczącego się w dłoni.

Jaką deskę wybrać?


Rynek desek do efoilingu oferuje naprawdę wiele. Przykładowo, Takuma Cruising uchodzi za deskę, która szczególnie w przypadku rozpoczynania przygody z efoilingiem, jest najłatwiejszą z uniwersalnych hydro-foili na rynku. Składa się na to jej ogromna stabilność i bardzo szybki lift. Gigantyczne przednie skrzydło pozwala na wchodzenie na foil przy nawet najmniejszych prędkościach, co przekłada się na mniejszy wysiłek z tym związany. Wystarczy lekkie pchnięcie przez falę i już jesteś na wodzie. Deska jest bardzo stabilna i dobrze skręca.

Firma Flite oferuje 4 różne serie swoich produktów — od wersji Air, przeznaczonej dla tych, którzy stawiają w efoilingu swoje pierwsze kroki, przez trudniejszą linię Fliteboard, zaawansowaną serię PRO oraz linię ULTRA, z której korzystają sportowcy wyczynowi. Masz więc do dyspozycji pełen przekrój różnych desek, które dopasujesz do swoich aktualnych umiejętności i oczekiwań.

Z kolei Waydoo Flyer PLUS jest świetną deską o bardzo dobrej jakości przy stosunkowo nie najwyższej cenie. Deska jest wydajna bezproblemowo się eksploatuje.

Jeśli jesteś miłośnikiem sportów wodnych, wypróbowanie elektrycznej deski do surfowania jest pewnie na liście Twoich celów do zrealizowania. Ci, którzy już to zrobili, twierdzą, że uczucie lewitowania nad wodą na długo pozostawia niezapomniane wrażenia!



– Materiał partnera


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
🇨🇵 ZAKSA 🇨🇵 11.02.2023 19:31
Słabszy zespół przyjechał i znowu nie potrafią nasi zacząć meczu jak trzeba. Kluth zabija się na siatce co piłkę dostanie. Albo czapa albo podbity. Bednorza w siatkę, Śliwką w aut. I przewaga gości rosła. Lwów zagrywką ładuje a nasi nie wiedzą co się dzieje. Dobrze, że kozły się trochę ogarnęły i zaczęły odrabiać straty. Zacięta końcówka a Kluth czego nie dotknie to schrzani. Kluczowe piłki zawalił. Dobrze, że inni mają mocne nerwy i jakoś kończą. Emocje jak na rybach się zrobiły. Dobrze, że Smith coś poserwował na koniec seta, bo znowu mogła być kompromitacja. W drugim secie znowu wyrównana gra od początku. Mógł ten mag trenerki wpuścić Żalińskiego na atak choć na chwilę jak Kaczmarek dziś nie gra, bo Kluth dalej wali jak głową w mur. Dostał taką czapę pod nogi, że prawie nie wyrżnął orła. W jednym meczu potrafi sporo kończyć a w drugim ma jakieś zaćmienie w grze. Ale trzeba przyznać, że Ukraińcy nieźle grają, patrząc na ich skład. Znowu Kluth nam kluczowe piłki w końcówce partaczy, tak jak w pierwszym secie. Inni jakoś w miarę kończą a on nie dojechał na mecz. Znowu środkowi zdobywają najwięcej punktów. Dobrze, że Zaksa docisnęła w końcówce i wygrała tego seta. W trzecim secie nasi już lepiej zaczęli i uzyskali kilka punktów przewagi. Potem Lwów trochę podgonił ale Kozły znów odskoczyły. Pod koniec trzeciego seta Zaksa już się rozluźniła i przyśpieszyła grę, pewnie go wygrywając. Dobrze, że wymęczyli jakoś tego pierwszego seta, bo tak by musieli dalej się pocić i tracić siły. Paszycki wykręcił 92% w ataku. MVP meczu. Teraz trzeba się skupić na rewanżu z Zawierciem.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
News will be here
PRZECZYTAJ