Coraz więcej właścicieli czworonogów zauważa u swoich pupili objawy takie jak uporczywe drapanie, biegunki, czy zmiany skórne. Wiele z nich pojawia się krótko po spacerach w miejscach, gdzie – jak się okazuje – były wykonywane opryski chwastobójcze. Problem nie zawsze tkwi w samej chemii, lecz w braku informacji. Bo jak mają chronić swoje zwierzęta, jeśli nie wiedzą, gdzie było pryskane?
Jak zauważa pani Marzena z osiedla Piastów, to nie jest czepialstwo, to troska.
– Mój pies od kilku dni bardzo się drapie. Zauważyłam, że miejsce, gdzie zwykle się załatwia – pobocze przy chodniku – jest całkowicie wysuszone, a wcześniej chwasty były tam żywozielone. Domyśliłam się, że musiał być tam oprysk. Od kilku dni jeżdżę po weterynarzach i szukamy przyczyny. Niedługo po tym przez okno zobaczyłam ludzi robiących opryski – opowiada pani Marzena.
Administracja osiedla odesłała ją do urzędu miasta lub straży miejskiej. Strażnicy jednak nic nie wiedzieli o planowanych działaniach. W wydziale ochrony środowiska pani Marzena usłyszała, że nie ma obowiązku informowania o opryskach, ponieważ nie stosuje się szkodliwego Roundupu.
– Ale przecież to wciąż jest chemia! Nawet jeśli nie jest to Roundup, to coś wyraźnie wypaliło zieleń. A co jeśli dziecko zerwie takie zasuszone chwasty albo pies się w tym wytarza? Prosta informacja wystarczyłaby, bym mogła omijać to miejsce na spacerze – podkreśla.
Zapytaliśmy w urzędzie miasta o sytuację, rzecznik Piotr Pękala wyjaśnia:
– Na przełomie kwietnia i maja rozpoczęły się opryski mające na celu zwalczanie chwastów. Realizuje je profesjonalna firma z odpowiednimi uprawnieniami. Stosowane środki są dopuszczone do użytku w przestrzeni publicznej i nie stanowią zagrożenia przy prawidłowym stosowaniu - wyjaśnia.
Jak zaznacza Piotr Pękala opryski wykonywane są jedynie punktowo – na chodnikach i nawierzchniach utwardzonych, nigdy na trawnikach czy terenach zieleni miejskiej. Prace odbywają się wyłącznie przy sprzyjającej pogodzie, dlatego nie da się stworzyć sztywnego harmonogramu – zabiegi przeprowadza się głównie rano lub późnym wieczorem, aby ograniczyć kontakt z przechodniami.
Ale mieszkańcy pytają: czemu nie ma żadnych informacji? Skoro można wywieszać informacje o planowanym koszeniu trawnika, to czemu nie informować o opryskach?
Administracja osiedla Piastów twierdzi, że informuje o opryskach – i że wszystko odbywa się zgodnie z procedurami.
– My zawsze informujemy naszych mieszkańców o planowanych opryskach. Mieliśmy kontrolę i nie wykazano żadnych nieprawidłowości. Używamy środka bezpiecznego dla ludzi i zwierząt. Dla nas bezpieczeństwo to priorytet – zapewnia Bogusława Kostarczyk, kierownik administracji.
Tymczasem do redakcji wpływa coraz więcej zgłoszeń od właścicieli psów i kotów, których zwierzęta nagle zaczęły się drapać, lizać łapy, tracić apetyt, albo miały objawy żołądkowe.
Czy wystarczy informacja? Zdaniem mieszkańców – zdecydowanie tak.
To nie jest wojna z miastem czy administracjami. Mieszkańcy – opiekunowie zwierząt, rodzice dzieci – po prostu chcą wiedzieć, gdzie i kiedy planowane są opryski. Kilka kartek rozwieszonych na klatkach, komunikat na stronie osiedla czy w mediach społecznościowych – i problem znika.
A co istotne – dobrze, żeby również sąsiedzi informowali się nawzajem, jeśli planują opryski przed swoimi posesjami. Wiele przypadków podrażnień wynika właśnie z tego, że ktoś opryskał chodnik, trawnik czy podjazd, a nie uprzedził sąsiadów.
– To skandal, że o tak ważnych rzeczach nikt nie informuje – mówi Marta Rudnicka z Przychodni dla Zwierząt "Zwierzaki".
– Psy przenoszą chemię na łapach, potem to wylizują i mamy infekcje. Objawy? Biegunka, wymioty, brak apetytu, zapalenie spojówek. Najczęściej z przewodu pokarmowego. A czasem po prostu apatia. To się zdarza często, nawet co drugi pacjent z takimi objawami miał kontakt z opryskanym terenem. Czasem dopiero po czasie ktoś wspomina, że „chyba rano opryskali”. A wystarczyłaby kartka - podkreśla weterynarz.
Napisz komentarz
Komentarze