Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 17 maja 2025 01:51
Reklama
Reklama
Reklama

Dwóch pracowników zasłabło podczas mycia cysterny. Na miejscu śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego

Służby ratunkowe prowadzą intensywną akcję na terenie zakładów przemysłowych Blachownia w związku z niebezpiecznym incydentem, do którego doszło dziś w godzinach popołudniowych. Na miejscu działa straż pożarna, pogotowie ratunkowe, w tym śmigłowiec.
Dwóch pracowników zasłabło podczas mycia cysterny. Na miejscu śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego

Jak poinformował st. kpt. inż. Łukasz Połomski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej, podczas prowadzonych prac związanych z myciem cystern dwóch pracowników nagle zasłabło. Poszkodowani mężczyźni zostali natychmiast ewakuowani z miejsca zdarzenia. Na miejscu pojawiły się jednostki Państwowej Straży Pożarnej, pogotowie ratunkowe oraz służby zakładowe. Ze względu na powagę sytuacji i konieczność szybkiego transportu, do akcji skierowano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Działania ratownicze wciąż trwają.

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Zenon 16.05.2025 18:41
Za normalnych czasów było tak, że jak był remont czy przegląd zbiornika/reaktora to przełożony (majster, kierownik) wzywał elektryków do fizycznego odcięcia zasilania. I oni pisali kwit na tą okoliczność po odpięciu kabli od silnika. Potem przełożony (majster, kierownik) wzywał ekipę do analizy atmosfery w zbiorniku. I one, bo to kobiety najczęściej były, pisały kwit na tą okoliczność, oczywiście po rzeczywistym badaniu. Potem przełożony (majster, kierownik) pisał kwit pod nazwą „pozwolenie na prace niebezpieczne”. I dopiero wtedy wchodziła ekipa remontowa. I przełożony (majster, kierownik) nadzorował to, czyli patrzył ekipie na ręce. I nikomu nigdy nic złego się nie stało. Dzisiaj na nic „nie ma pieniędzy” - kiedy takie podejście skutkuje jedynie finansowym zdychaniem firmy, to po mocnym przymknięciu oka można to jeszcze zdzierżyć, ale kiedy ludzie tracą zdrowie, a może i życie, to już nie! Za systemu minionego autorów takich hec sadzano za kraty – bezwzględnie, sprawiedliwie i na długo. A dzisiaj co? Pompatycznie ogłoszono, że przyleciał helikopter i przyjechała straż pożarna, ale nie napisano, czy na miejsce zdarzenia przyszedł behapowiec, społeczny inspektor pracy, prezes, kierownik, czy jakiś inny gość w białym kasku? Heca jak sprzed kilku lat, kiedy gdzieś tam w umownie określonej Blachowni wywaliło górę rektora. Pokrywę znaleźli w lesie w Sławięcicach a silnika napędu mieszadła szukają ponoć do dzisiaj. Może znajdą grzybiarze jesienią? Wiewiórki ćwierkały, że prezes tego cyrku, jako jedyny i rzeczywisty odpowiedzialny, tłumaczył się, że o niczym nie wiedział a ta produkcja to była samowola pracowników. Tylko w Polsce!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
PRZECZYTAJ